Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, czym jest remont chociażby jednego pokoju. Związany z tą sytuacją bałagan w całym domu (choć to tylko jedno pomieszczenie jest odnawiane) jest ogromny. Wszędzie osiada kurz, na podłodze pojawiają się ślady roboczych butów… ogólnie okropne chwile dla każdego, kto nie posiada alternatywy wyniesienia się na ten czas z domu.

Momentem kulminacyjnym, kiedy nasza cierpliwość niebezpiecznie się napina, grożąc zerwaniem i wybuchem emocji, jest szpachlowanie. Każdy chciałby by ściany w jego domu były idealnie gładkie i równe. Decydujemy się więc na nałożenie na nie gipsu. Dla osób, które nie miały z nim nic wcześniej do czynienia jest to jedna z bardziej przerażających chwil w ich życiu. Weterani szpachlowania ograniczają się do zwykłego, choć intensywnego, niepokoju i prób utrzymania samokontroli.

 

Czego tu się bać?

Trzeba tu powiedzieć jasno i wyraźnie – nie ma chyba nic gorszego niż szpachlowanie (no może poza radykalnymi pracami budowlanymi). Ciągłe mieszanie gipsu z wodą. Nakładanie na ścianę w ten sposób urobionej gładzi (i to często nie jednokrotnie). Czekanie aż wszystko wyschnie. Cały ten proces – bardzo czasochłonny – prowadzi do chwili kulminacyjnej. Do szlifowania. Wystarczy zapomnieć otworzyć okno i jeśli zdecydujemy się na szlifowanie maszynowe, po chwili poza gęstą mgłą, nic już nie zobaczymy w pomieszczeniu. Ręczne szlifowanie również nie należy do uciech. Szlifując sufit mamy gwarancję zapylenia oczu. Wszędzie pył. Nie można spokojnie odetchnąć. Niezabezpieczone drzwi od pomieszczenia będą skutkować sprzątaniem całego mieszkania. Zabezpieczone, jakimś cudem również nie podołają zadaniu. Jeden mały remont, a dom nadaje się do gruntownego sprzątania. A co jeśli ktoś szpachluje otwarty salon? Lepiej o tym nie myśleć.

Jest ratunek!

Okazuje się, że na naszym rynku od jakiegoś czasu istnieje alternatywa dla szpachlowania. Papier gładziowy, bo o nim tu mowa, likwiduje konieczność wykonywania tych wszystkich czynności, które są charakterystyczne przy dla szpachlowania. Duże ułatwienie jest tuż pod naszym nosem. Nakłada się go niezwykle prosto, jednak w Polsce jest dość mało popularny, więc nie każdy o nim wie.

Papier gładziowy to produkt przypominający tapetę. Tak jak i ona jest sprzedawany w rolkach. Można nim pokryć zarówno ściany jak i sufit. Dzięki różnej dostępnej grubości idealnie maskuje wszelkie nierówności i pęknięcia, a także działa wzmacniająco w miejscu jego przyklejenia. To doskonała alternatywa pozwalająca o wiele szybciej przejść nam do malowania.

Występuje w różnych szerokościach oraz długościach (maksymalnie 40 m). 10 metrów tego produktu równa się pokryciu średnio 5,6 m2 powierzchni. Można zakupić wersję zwykłą lub supermocną, która dodatkowo oprócz standardowej celulozy posiada w składzie włókna tekstylne. Jego cena waha się w przedziale od 2-7 złotych za metr kwadratowy. Naturalnie do kosztów trzeba doliczyć również klej, który wystarcza na ok. 20 m2 klejenia.

Ułożenie papieru gładziowego

Technika pracy z tym materiałem jest w zasadzie identyczna jak to ma miejsce w przypadku tapet dekoracyjnych. Potrzebne nam są do tego klej, wałek, nóż do tapet, drabina i papier gładziowy (no może jeszcze jakaś osoba do pomocy). Pod malowanie pasy układamy pionowo, pod przyszłą tapetę zarówno pionowo jak i poziomo. Dla podłoża w gorszym stanie lepiej dobrać papier gładziowy o grubości z przedziału 1400-1700. Na mniej zniszczone ściany z powodzeniem wystarczy zastosować zwykły papier – 1000, 1200. W tym przypadku stosujemy również najzwyczajniejszy klej do tapet. W innym wymagany będzie jego droższy kolega – klej polimerowy, o większej zdolności wiązania. Warto pamiętać, że w przeciwieństwie do tapet, tu nie stosujemy okładania na zakładkę.

Dziękujemy portalowi stockbud.pl za wsparcie merytoryczne przy przygotowywaniu materiału.